Czarnkow.INFO - Internetowy Serwis Informacyjny
    Strona główna     UrzÄ™dy     Kultura i atrakcje     W mieÅ›cie     Archiwum
Dzisiaj jest: 28 marca 2024, czwartek.  Imieniny: Aleksandra, Anieli, Antoniego, Gustawa, Joanny



free counters


PORTER Z GITARÄ„



12 stycznia w krzyskim Domu Kultury wystąpił znany gitarzysta i wokalista John Porter. Muzyk zaprezentował tym razem akustyczny program bez zespołu. Wypełniona po brzegi sala owacyjnie przyjęła melodyjne piosenki, traktujące najczęściej o życiu i miłości. Nie zabrakło też wywiadu udzielonego dla Nadnoteckich Ech tuż przed koncertem.

John Porter jest Walijczykiem. Urodził się w 1950 roku w Lichfield. Na gitarze zaczął uczyć się samodzielnie, jako chłopiec. Nie myślał wtedy jeszcze o karierze muzyka, studiował politologię na Uniwersytecie w Sussex. Eksplozja rocka w Wielkiej Brytanii wciągnęła jednak Portera bez reszty. Zaczął regularnie grać w klubach muzycznych i pubach. Później, jak wielu wyjechał za granicę. Mieszkał w Berlinie Zachodnim oraz Australii. W 1976 roku osiadł w Polsce, ożenił się, ustabilizował i rozpoczął współpracę z Korą i Markiem Jackowskim. Po dwuletniej współpracy założył własny zespół Porter Band. W rok później, zespół wydał pierwszą, znakomicie przyjętą płytę "Helicopters". Tą właśnie analogową płytę, można było zobaczyć po koncercie. Przyniósł ją jeden z fanów, a John złożył na jej okładce autograf z dedykacją. Kolejnej, nagranej live w Poznaniu płyty "Mobilization", długo nie pozwalała wydać cenzura. Powodem był tytuł, z którego Porter nie chciał i nie zrezygnował. Kolejne projekty były bardzo różnorodne, grał jazz, funky i muzykę akustyczną. Uczestniczył w wielu nagraniach i koncertach. Tutaj warto wspomnieć współpracę z Maciejem Zembatym, który zaprosił go do nagrania, przełożonych na język polski, piosenek Leonarda Cohena. Największy, komercyjny sukces odniósł w duecie z Anitą Lipnicką. Kilkuletnia współpraca zaowocowała zdobyciem Fryderyka 2003 w kategorii "Najlepszy album". Piosenka "Bones of love" nie schodziła wtedy ze szczytów list przebojów. W 2005 roku, została wydana ich druga płyta "Inside story". Powstawała w Lublanie, była o wiele surowsza i trudniejsza w odbiorze niż pierwsza, ale również złota. Zajęła piąte miejsce na Festiwalu TOPtrendy, a promowały ją takie single jak "Hold on", "Death of a Love", "Tell Me" i "Such a Shame" - do pierwszych dwóch powstały teledyski. W tym też roku, John Porter, został uhonorowany medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Przeglądając dyskografię Portera, należy zwrócić uwagę na czteropłytowy zestaw z 2006 roku, podsumowujący dotychczasowe dokonania duetu. Znalazły się w nim albumy, płyta DVD zawierająca 4 teledyski, film przedstawiający artystów od strony kulis oraz krótki materiał filmowy dokumentujący sesję nagraniową Inside Story w Lublanie. W kolejnym roku wydano 12 płyt Johna Portera pod tytułem "Why?". Rok 2008 był dla artysty niezwykle ważny. Z Anitą Lipnicką nagrał ich ostatnią, wspólną płytę zatytułowaną "Goodbye". Rozpadł się też ich związek. W ubiegłym roku John napisał na fecebooku: - Anita i ja idziemy własnymi drogami - to była piękna podróż pełna miłości, wina i muzyki, nie z tego świata. Mamy piękną córkę, która zawsze będzie czuła naszą miłość. Kochamy się, ale czas, przestrzeń i chwile odciągają nas od siebie. Czujemy się dobrze z tą sytuacją i prosimy o uszanowanie naszej prywatności. Wciąż będziemy grać wspólne koncerty. Miłość jest tajemnicą, a my to kochamy. Rozstanie być może nie oznacza końca dalszej współpracy. Póki co, mamy znakomitą, solową płytę Johna "Honey trap", nagraną w październiku 2014 roku. Można ją było kupić po koncercie. Jest ciekawa choćby ze względu na sposób realizacji. Zrezygnowano z wszechobecnej ingerencji techniki komputerowej i wielokrotnego nakładania ścieżek. Materiał powstał w minimalistycznie wyposażonym studio na żywo. Znakomicie słychać elektryczne przesterowane gitary.

Koncert w Krzyżu był równie minimalistyczny. Trzy gitary, dyskretne oświetlenie i ubrany na czarno John Porter. Podczas dwugodzinnego występu zmieniając gitary, śpiewał, opowiadał i przekomarzał się z publicznością. Nie wiem do końca co dziś zagram, informował rozpoczynając występ, podpowie to fantazja i atmosfera naszego spotkania. Trzeba przyznać, że kontakt z widownią i zrozumienie były znakomite. Artysta uwiódł publiczność autentycznym przekazem. Wypełniona do ostatniego miejsca sala reagowała znakomicie. Czuło się, że John Porter jest muzykiem znanym i cenionym. Lata spędzone w Polsce i niezwykła osobowość sprawiły, że wielu słuchaczy identyfikowało się z przekazem. Legenda Portera jest ciągle żywa, a jego nowy etap artystyczny - bez Anity Lipnickiej - wydaje się niezwykle interesujący. Równie ciekawy okazał się wywiad przeprowadzony bezpośrednio przed koncertem dla redakcji "Nadnoteckich Ech". Za pomoc w jego realizacji i życzliwość dziękuję Natalii Słomie - managerce, zapowiadającej też koncerty Johna Portera. Słowa uznania, należą się też dyrektor Domu Kultury, Katarzynie Waśko, która była duszą oraz inspiratorką koncertu. Krzyż może pochwalić się nową, znakomitą salą widowiskową. Dobrze, że są ludzie, którzy wiedzą jak należy z niej korzystać.
Piotr Keil

Czy pamięta Pan swoją pierwszą gitarę?

Nie pamiętam jaka to była marka, ale na pewno była to gitara akustyczna. Na takiej właśnie zaczynałem grać kiedy miałem 10 lat. Pierwsza, taka prawdziwa i już elektryczna, pojawiła się kiedy miałem lat 12, choć muzyką interesowałem się już wcześniej. Mój ojciec był uzdolniony muzycznie, zachęcał mnie, kupował płyty, a ja z przyjemnością słuchałem i chłonąłem. To był mój sposób aby odpocząć i się zrelaksować. Jestem samoukiem, najpierw próbowałem na jednej strunie, potem zacząłem uczyć się pełnych akordów. Trafiłem na dobry moment, bo to była era The Beatles, próbowałem grać ich melodyjne i nietrudne piosenki.

Miał Pan na pewno swoich idoli, prawda?

Z tych moich początków pamiętam słynną grupę The Who oraz The Yardbirds. Wtedy w Anglii powstawała niezliczona ilość zespołów. I to dobrych zespołów. Wzorów do naśladowania było naprawdę dużo. Imponował mi też John Mayall i jego bluesowe granie. To były czasy, kiedy powstawały tak wielkie gwiazdy jak The Rolling Stones, Led Zeppelin czy Jimy Hendrix. Ja trzymałem się jednak bardziej pierwotnej, angielskiej szkoły bluesowej. Takie ciężkie, hard rockowe granie nie było w moim stylu.

Grał Pan z wieloma znanymi muzykami, których ceni Pan najbardziej?

Hahaha... samego siebie, ale tak na serio, było ich rzeczywiście wielu. Aby podać choć jeden przykład, wspomnę zmarłego niedawno Marka Jackowskiego z Maanamu. Był świetnym muzykiem, rozumieliśmy się doskonale. Ludzie, którzy są mi muzycznie bliscy, pojawili się też na mojej ostatniej płycie "Honey Trap". Obecnie pracuję nad projektami m.in. z Wojtkiem Mazolewskim i Adamem Nergalem Darskim. Szczegóły już wkrótce...

Pana ostatnia płyta "Honey Trap" jest powrotem do stricte brytyjskiego grania, czy muzyka rockowa wyczerpuje swoje możliwości?

Nie sądzę, nawet jeśli najlepsze jest za nami, to pozostają nowe interpretacje standardów. Zawsze można dodać coś nowego, wyrazić w tym siebie oraz inaczej spojrzeć na aranżacje. Osobiście wolę własne kompozycje, choć przyznam, zdarza mi się grać jakieś ulubione tematy w zależności od fantazji czy humoru. Na dzisiejszym koncercie być może znajdzie się nawet coś takiego, aby Was nie zamęczyć Johnem Porterem do końca (śmiech).

Wiele tekstów Pana piosenek dotyczy życia i miłości. Czy to dla Pana najważniejsze?

Nie ma życia bez miłości. Co nie znaczy, że zawsze jest idealnie, ale warto próbować, przeżywać, kochać...

Czego chciałby Pan życzyć swoim fanom i czytelnikom naszego tygodnika?

Dużo miłości życzę i ślę! Zwłaszcza paniom (śmiech). I dużo cierpliwości w oczekiwaniu na moje kolejne projekty.


Fot. Piotr Keil

Plakat
O serwisie  |   Dodaj do ulubionych  |   Ustaw jako startowÄ…  |   Miasto Czarnków  |   Miejskie Centrum Kultury
Redakcja Czarnkow.INFO: 64-700 Czarnków, os. Parkowe 21/37, tel/fax 600 545 261, czarnkow.info@onet.pl
© Marcin MaÅ‚ecki Jacek Dutkiewicz 2004-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.