Czarnkow.INFO - Internetowy Serwis Informacyjny
    Strona główna     Urzędy     Kultura i atrakcje     W mieście     Archiwum
Dzisiaj jest: 19 kwietnia 2024, piątek.  Imieniny: Ady, Konrada, Leona, Włodzimierza



free counters


CZY WIRUS DOBIJE ROLNIKÓW?



Od trzech lat polskich rolników prześladują klęski. Jak nie suszy, to powodzi. Obecny rok jawi się jeszcze gorzej. Do katastrofalnego braku opadów i inwazji ASF dochodzi pandemia. Rolnicy żądają pomocy. Gdyby żył Lepper, rządzący mieliby „przechlapane”.

Niejednemu rolnikowi, gierkowski PGR, jawi się do dziś z rajem utraconym. Klęski żywiołowe nas omijały, bo tych w dobie realnego socjalizmu być nie mogło. Wszystko szło zgodnie z planem. Do rolnictwa dopłacało leśnictwo. Szkopuł był tylko jeden. Towaru w sklepach nie było. Czy grożą nam dzisiaj kartki? Raczej nie. Problem jest inny i nazywa się opłacalność. Rolnicy nie chcą pracować za przysłowiową „pietruszkę”. Przejście z realnego socjalizmu do realnego kapitalizmu nie jest łatwe ani przyjemne. Doświadczamy tego od ponad trzydziestu lat. Aż się nie chce wierzyć, że trwa to aż tak długo. Nauczyliśmy się nosić markowe ubrania, przebierać w marketach, jeździć do Tunezji, chwalić się Pendolino i posiadać tak zwaną „ciepłą wodę w kranie”. Pracy pozytywistycznej, tak dla Wielkopolski charakterystycznej, mało. Nie widać wzmożonego ruchu w retencji, melioracjach, nauce, innowacyjności. Gdzie by nie spojrzeć blichtr, a w piwnicy woda. Pytamy rolników, co ich w dobie przymrozków, suszy i pandemii trapi. Czego najbardziej potrzebują? Wydaje się, że zdecydowanej pomocy państwa. I tak jest już od wielu, wielu lat.

Janusz Białoskórski
- rolnik, radny powiatowy


Rolnicy w ostatnich trzech latach nie mają łatwo. Jak nie susza, to ulewy uniemożliwiające zbiory. Obecny rok zapowiada się katastrofalnie suchy. Co nam w tej sytuacji grozi i jak sobie radzić?

- Jeżeli chodzi o suszę, to należy rzeczywiście użyć słowa katastrofa. Ubiegłe dwa lata były latami suchymi, tzn. norma opadów była dużo niższa od przeciętnej z lat ubiegłych. Były to lata bardzo niekorzystne dla polskiej wsi, polskiego rolnictwa, a już szczególnie dotkliwe dla Wielkopolski. Rok 2020 jest rokiem o bardzo niskiej skali opadów, co widać w każdym zakątku naszej przyrody. Tegoroczna susza dała o sobie znać już w kwietniu, a straty możemy oceniać już dzisiaj .Gleby klas piątych i szóstych nie wytrzymały braku opadów i straty w uprawach są nie do odrobienia. Tegoroczna susza obnażyła zaniedbania melioracyjne, pokazała brak inwestowania w rolnictwo. Grożą nam na niespotykaną skale podwyżki cen żywności, czasami podwyżki nieuzasadnione, powodowane brakiem pewnych regulacji i bezkarności ze strony handlu. Obawa środowisk rolniczych jest taka, iż nie chcielibyśmy być obarczani za „drożyznę w sklepach". Śmietankę spija inna grupa społeczna.

W jaki sposób pandemia wpływa na rolnictwo - polskie, światowe, unijne?

- Plaga pandemii koronawirusa, czy jak kto woli Covid 19, dopełnia obrazu wielkiego zagrożenia. Tu rzeczywiście ucierpi całe rolnictwo światowe, w tym również polskie. Skutki są już widoczne. Wiele ograniczeń związanych z zamkniętymi obiektami (hotele, restauracje, bary), odwołanie wielu imprez (wesela, komunie, urodziny, spotkania towarzyskie) i wiele innych, powoduje mniejszy popyt na produkty rolne, szczególnie na te z branży mięsnej. Ceny żywca wieprzowego, wołowego, drobiowego, zostały mocno obniżone. Niestety tylko dla rolników. Szkoda, bo jako rolnicy jesteśmy za tym, aby konsument też odczuł obniżkę tej ceny. Handel, jak się okazuje, nie po raz pierwszy bezkarnie pomnaża zyski. Co gorsze, najczęściej na najbiedniejszej części społeczeństwa.

Jest Pan radnym powiatowym, czy i jak, jako samorząd, możecie pomóc rolnikom?

- Rada Powiatu w zakresie swoich obowiązków wykonuje wszystkie swoje zadania statutowe. Samorząd Powiatu, pod który podlegają wszystkie placówki - zdrowia, oświaty, pomocy społecznej - ma pod ścisłą kontrolą swoje jednostki i jest w stałym kontakcie z Zarządem Powiatu. Uruchamiane są na bieżąco środki finansowe na niezbędne zakupy, które pozwalają na bezpieczne działania tych placówek.

Minister Ardanowski zaleca rolnikom tworzenie własnych, lokalnych rynków zbytu. Czy to jest dobra droga rozwoju rolnictwa?

- Każda droga, która poprawi byt rolników jest dobrą drogą. Tworzenie lokalnych rynków zbytu jest dobrym pomysłem, natomiast zawsze problem tkwi w szczegółach. Przepisy, nadgorliwość urzędników, od których wiele zależy, powoduje częste zniechęcenie i czasami niepotrzebnie wydłuża drogę do sukcesu rolnika czy przedsiębiorcy.

Czy ma Pan, jako wieloletni rolnik z sukcesami, pomysł na lokalne rolnictwo, bez czekania w kolejce na pomoc państwa?

- My rolnicy nigdy nie czekamy w kolejce po jakąkolwiek pomoc. Jeżeli Państwo pomaga, to przede wszystkim polskim konsumentom, polskim rodzinom. Pomysł jak zmienić funkcjonowanie lokalnego rynku, jak ukrócić szaleństwo cenowe, które urządza nam handel, istnieje od dawna. Ten dział jest poza wszelką kontrolą prawną. Zachłanność powoduje nieuzasadnione podwyżki w sklepach. Nie mniej istotną sprawą jest odpowiednia legislacja, a to jest przecież rola Państwa. Chodzi o to, aby sieci handlowe były zobowiązane do zakupu od lokalnych producentów 30% produktów z lokalnego rynku. Przecież mamy chociażby na terenie naszego powiatu mleczarnie, masarnie, sadownictwo, ogrodnictwo - ich produkty powinny zapełniać półki naszych sieci handlowych. A co widzimy na metkach w marketach? Portugalię, Hiszpanię, Francję, Niemcy...

Jak powinniśmy zachować się w obliczu pandemii?

- Wszyscy musimy odnaleźć się w nowej niebezpiecznej rzeczywistości. My rolnicy, producenci żywności rozumiemy, że wszyscy poniesiemy koszty, ale nie chcemy być jedyną grupą, która te koszty ma ponieść. Życzę wszystkim, aby jak najszybciej wrócić do normalności. Ufam, że jako społeczeństwo wyciągniemy odpowiednie wnioski, zwolnimy tempo życia, częściej będziemy dla siebie wyrozumiali. Najważniejsze jest jednak zdrowie, którego wszystkim czytelnikom serdecznie życzę.

Edward Kulesza
- rolnik, samorządowiec, członek Izby Rolniczej


Od jak dawna zajmuje się pan rolnictwem? Wcześniej przez wiele lat zajmował Pan stanowisko zastępcy wójta w gminie Czarnków.

- Z rolnictwem związany jestem praktycznie od dzieciństwa. Rodzice moi byli rolnikami, w związku z tym, kiedyś w gospodarstwie dzieci też miały swoje obowiązki. Następnie byłem właścicielem tego około dwudziestohektarowego gospodarstwa. Obecnie gospodarujemy na około 250. hektarach, plus hodowla tuczników w cyklu zamkniętym. Szefem jest syn. Ja z małżonką jako emeryci też mamy tam swoje zajęcie. Jeśli chodzi o drugą część pytania, to faktycznie 13 lat byłem zastępcą wójta, do 2015 r. Wcześniej 12 lat byłem przewodniczącym Rady Gminy. Razem 25 lat. W tym roku obchodzimy 30-lecie Samorządu Gminnego. Miałem zaszczyt współtworzyć zręby obecnego samorządu jako członek Komitetu Obywatelskiego w 1990 roku.

W jakim stopniu susza dotyka Wasze gospodarstwo?

- Trzeci rok suszy dotyka nas głównie znaczną obniżką plonów. W roku 2019 średnio mieliśmy ok. 50% niższe plony. W niektórych zbożach jarych nawet 70-80%. Straty oszacowała komisja powołana przez wojewodę, natomiast szumnie zapowiadanej pomocy klęskowej do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy. Każdy kolejny dzień wpatruję się w niebo i czekam na deszcz. W bieżącym roku susza zapowiada się jeszcze większa. Rośliny ozime są dodatkowo osłabione przymrozkami. Dotyczy to również sadów.

Zmiany klimatyczne pokazują, że wody przybywać nie będzie. Jak powinniśmy się bronić przed suszą?

- Pamiętam, że już w latach 60. ubiegłego stulecia mówiło się, że Wielkopolska stepowieje. W wyniku zmian klimatycznych dzisiaj możemy powiedzieć, że dotyczy to znacznie większej części kraju. W wyniku inwestycji melioracyjnych w latach 70. i 80. dodatkowo często kompleksy rolnicze osuszano. W następnych latach środki na melioracje były bardzo ograniczone. To spowodowało że zdecydowana większość i tak małej ilości wody opadowej trafia do Bałtyku. Łagodzenie skutków suszy, może na pewno poprawić zapowiadany program retencji. Dziś w wielu miejscach nie ma skąd tej wody pobierać. Wysychają rzeki ich stany są najniższe od stu lat. Na pewno są potrzebne odmiany roślin odporne na suszę, nowe technologie nawożenia i strategia gromadzenia wody oraz edukacja jak oszczędzać każdą kroplę wody. Wreszcie trzeba stworzyć dawno zapowiadany system ubezpieczeń związanych z suszą.

Czy pandemia koronawirusa będzie miała wpływ na rolnictwo?

- Polska jest wielkim producentem i eksporterem żywności. W wyniku pandemii został przerwany łańcuch dostaw do innych krajów. To spowodowało gwałtowny spadek cen skupu, szczególnie mięsa drobiowego, wołowego i produktów mleczarskich. Jako kraj jesteśmy największym producentem mięsa drobiowego, a ceny jego spadły do najniższego poziomu od 30. lat. Kolejny problem to pracownicy sezonowi ze wschodu, niezbędni szczególnie w zbiorze owoców i warzyw. Obecnie nie chcą przyjeżdżać ze względu 14-dniową kwarantannę. Zamknięcie stołówek, restauracji, hoteli itd., a także brak imprez okolicznościowych i masowych powoduje ograniczenie popytu na produkty rolnicze.

Czy możemy się spodziewać gwałtownego wzrostu cen żywności?
- Wzrost cen żywności pewnie będzie, może nie gwałtowny, ale rozłożony w czasie. Tu zadecyduje ilość opadów w następnych dekadach i miesiącach. Już rosną ceny pszenicy i artykułów zbożowych. Reasumując, pogłębiająca się susza powoduje spadek produkcji rolniczej i tym samym wzrost cen. Kwietniowa susza, nocne przymrozki, afrykański pomór świń chyba bardziej przerażają rolników niż koronawirus.

Przemysław Jagła
- hodowca bydła mlecznego pełniący funkcję prezesa Wielkopolskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła.


Mamy kolejny rok suszy w Wielkopolsce. Jak ocenia pan sytuację?

- Susze i powodzie występowały zawsze, ale skutki dla gospodarstw nie były tak bardzo odczuwalne jak dzisiaj. Jest to efekt postępu technologicznego w rolnictwie. Przez ostatnie 30-40 lat, dzięki hodowli roślin i technologiom uprawy gleby, wzrosły plony. W latach 80. ubiegłego wieku plon pszenicy rzędu 4,5 tony z hektara był uznawany za bardzo dobry. Straty plonów w przypadku suszy były mniejsze. Dzisiaj oczekiwania są takie, aby pszenica i rzepak rosły na każdej klasie gleby i plony wynosiły 6 ton i więcej z hektara. Skoro uzyskuje się wyższe plony, to i straty z tego tytułu są większe. Ponadto w przeszłości nie uprawialiśmy takich areałów kukurydzy jak obecnie. A dodam, że ta jest bardzo wrażliwa na suszę.

Czy nadmiernie zagęszczona, przemysłowa hodowla zwierząt, to powód epidemii, globalnego ocieplenia oraz braku wody?

- Trudne pytanie - „zagęszczona, przemysłowa hodowla zwierząt”. Tego typu sformułowane pytanie, nie odzwierciedla stanu hodowli w Polsce, jak i w naszym nadnoteckim regionie. Hodowla w gospodarstwie rolnym rodzinnym 50 czy 200 krów lub hodowla 100 macior lub 2000 sztuk trzody chlewnej, to nie jest hodowla nadmiernie zagęszczona ani przemysłowa. Odnośnie globalnego ocieplenia, to są działania na rzecz ochrony środowiska, które to powinny być wprowadzane stosownie do zmian w technologii wytwarzania środków do produkcji rolnej przyjaznych środowisku. Teraz mamy taką sytuację, że zmiany nie są wynikiem postępu technologicznego, lecz próbą wymuszenia tych zmian za pomocą kar administracyjnych. Rolnicy chętnie wdrożą plany przeciwdziałania zmianom klimatycznym, ale muszą mieć do tego narzędzia i musi nas na to stać finansowo. Duże pole do popisu mają naukowcy. To jest przede wszystkim wyzwanie dla nich. Czekamy na nowe technologie przyjazne środowisku. Już firmy oferują ciągniki napędzane gazem wytwarzanym w biogazowni rolniczej. Rolnictwo jest wdzięcznym obszarem do realizacji projektu rozproszonej energetyki i powinno być w tym zakresie szczególnie wspierane.

Retencja i pomoc państwa w zakresie gromadzenia i oszczędzania wody to dobre rozwiązanie?

- Na naszych terenach Wielkopolski i Ziemi Nadnoteckiej działania gospodarcze na rzecz retencji są prowadzone od ponad 120 lat. Przez ten okres różna była historia użytkowania wybudowanych urządzeń wodnych. Mowa tu o piętrzeniu wody na rzekach i ciekach wodnych naszego regionu. Niektóre z tych urządzeń są wykorzystywane i służą rolnictwu. A wiele innych, mimo że są w dobrym stanie, nie jest wykorzystywana. Są programy pomocowe w wysokości 100 tysięcy złotych na gospodarstwo na budowę i zakup urządzeń do nawadniania. Ale nie jest to takie proste jak kupno ciągnika czy kombajnu. Najbardziej skomplikowaną sprawą jest retencja wody. W tym celu potrzebne są tereny na zbiorniki wodne. A takie piętrzenie wody musi być przemyślane i wymaga stosownych opracowań, na przykład geologicznych, żeby skutecznie zgromadzić wodę i nie zagrażać pozostałym użytkownikom terenów przyległych. Woda i natura to żywioły, z którymi człowiek wiele razy przegrywał. Wód głębinowych też mamy ograniczone zasoby i korzystanie z tych wód dla celów nawodnień upraw też wymaga rozsądnych działań. Na pewno w całości rolnictwa nie nawodnimy. Ale możemy częściowo tą sytuację złagodzić. To są działania na lata nie na bieżącą sytuację pogodową.

Ma pan jakąś dobrą radę dla rolników na czas suszy?

- Sam bym chciał taką radę uzyskać. Można było ubezpieczyć uprawy od pięciu różnych rodzajów ryzyka, w tym od suszy. Niestety odmówiono mi, tak w obecnym, jak i ubiegłym roku. Trudno to podejście do ubezpieczenia zrozumieć, mimo wysokich składek dofinansowania z budżetu państwa. Ostatnie dwa lata pokazały, że po wiosenno - letniej suszy mieliśmy spore opady od sierpnia do jesieni i dla bydła można w tym okresie pozyskać pasze z poplonów ścierniskowych.

Czy koronawirus uderzy także w producentów mleka i w pozostałych rolników?

- Na pewno epidemia koronawirusa już spowodowała zamieszanie w produkcji mleka, jak i pozostałych produktów pochodzenia zwierzęcego. Skutki to obniżenie ceny skupu mleka i żywca wołowego przy jednoczesnym wzroście cen pasz. Sytuacja niezrozumiała dla nas rolników, producentów żywności, którzy nigdy nie mogą przerwać pracy. Polska jest dużym producentem żywności, której znaczne ilości są towarami eksportowymi. Takie produkty jak mleko w proszku, sery twarde, wołowina i inne są przez epidemię trudno zbywalne. Utrudniony jest eksport na rynki trzecie, rosną koszty transportu i frachtu, co obniża ceny naszych surowców, głównie mleka, wołowiny. Na to nakłada się jeszcze susza. Jeżeli chodzi o zaopatrzenie kraju w żywność, to na pewno rolnicy sprostają temu wyzwaniu. Mleka i jego przetworów nie zabraknie, jak również pozostałych produktów żywnościowych.

Świat po pandemii ma się zmienić. Czy rolnictwo też?

- W jakieś nadzwyczajne zmiany w Świecie to raczej ja nie wierzę. Oczywiście ja nie jestem ekspertem od spraw międzynarodowych, więc powiem - to wielka niewiadoma. Uważam, że należy zachować spokój. W rolnictwie wszystko odbywa się powoli, w cyklu rocznym i dłuższym. Epidemia nie zatrzyma prac i produkcji rolnej. To są procesy przyrodnicze, odbywające się naturalne i zawsze będą się toczyć do przodu. Myślę, że trudności w zbyciu nadwyżek żywności i wahania cen są przejściowe. Już nieraz takie sytuacje miały miejsce. Nie przewiduję nadzwyczajnych zmian w rolnictwie. Oczekuje jedynie, że może świat zauważy ile na świecie istnień ludzkich pochłania głód. Liczę na bardziej sprawiedliwą dystrybucję żywności na świecie. Bo ludności będzie przybywać i na pewno żywności na naszym globie nie jest za dużo. Życzę wszystkim zdrowia i szybkiego końca epidemii.
Przygotował Piotr Keil

O serwisie  |   Dodaj do ulubionych  |   Ustaw jako startową  |   Miasto Czarnków  |   Miejskie Centrum Kultury
Redakcja Czarnkow.INFO: 64-700 Czarnków, os. Parkowe 21/37, tel/fax 600 545 261, czarnkow.info@onet.pl
© Marcin Małecki Jacek Dutkiewicz 2004-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.